Rowerowa
Dzień 11 - Darłowo
Dziś msza ciut wcześniej - 6.30 i ciut ciszej bo recytowana. Na każdym kroku nasi gospodarze – oo.franciszkanie podkreślają rolę patrona miejsca. Jest więc muszla jakubowa w ołtarzu, pielgrzymi kostur, księga intencji i compostelki na ścianach. Foto na zaś i w drogę. Początek puszcza spokojnie więc i kilometry lecą szybko. Niestety trochę fałd rozkłada szyk i trzeba czekać . Za to jaka czekolada na postoju!
Zwijamy żagle – jeszcze tylko darmowy kurs polszczyzny przemiłemu Niemcowi co to morgen dzień chciał u nas zaczynać i Szczęść Boże na drogę. W Słupsku kościół stacyjny Camino Baltica i compostelki na światłach.
Przejdźmy jednak albo przejedźmy już do noclegu. Miało być tak fajnie, wywiady, wycieczki do zakładów pracy, a wyszło… No właśnie. Mieliśmy spać na kutrach, ale jak się brać zebrała na wizję lokalną tak zaczęły się schody. Że za mało miejsca, powietrza i w ogóle jakoś tak. Swoją drogą rozumiem, bo to co zobaczyliśmy to nie piękne kajuty, cudne koje i klar, a bardziej mocną i konkretną rzeczywistość w jakiej przychodzi rybakom zarabiać na chleb. Pełen szacun i czapki z głów dla tych twardzieli. Poważnie!
I jak to na statkach bywa jest i tratwa ratunkowa. Tą okazał się Darek, a raczej jego budowany dom. W prostocie okazanego serca lądujemy w nowym domu. No, może jeszcze nie domu, ale i tak czujemy się tu swojsko. Kilka palet , desek, płyt i miejsce na wieczorną biesiadę gotowe. Nie zrozumie tego nikt, kto nie skosztował polskiej gościnności. Darek mógłby spokojnie zostać instruktorem. W nagrodę poświęcony dom i uciecha całej rodziny. O take Polske walczylyśmy!
Ps. Rano mają być świeże bułeczki…
Szkoda tych trzech, więc 97km.