Pielgrzymka rowerowa 2013
Dzień XXIV
El Burgo Ranero - Po wczorajszym miłym wieczorze, aż szkoda było opuszczać przytulne ruiny San Anton. No, prawdę mówiąc rano było mniej przytulnie niż przed spaniem, ale za to gwiazdy bardziej malownicze. Jak zwykle nieco po siódmej na drodze. Wystarczyło towarzystwo na chwilę z oka spuścić, a już polecieli nie wiadomo dokąd. Adam twierdził, że to tropem sympatycznej Włoszki Virginii, poznanej wczoraj, ale uznajmy, że to była zwykła pomyłka. A może po prostu Łowczy Janusz poszedł po tropie… W każdym razie dobra chwila na szukaniu się zeszła. Potem już poleciało zgodnie z planem. Może nawet ponad oczekiwania, bo wiatr okazał się wyjątkowo sprzyjający – znaczy się w plecy i 47 na kole! Z rana i słońce było bardziej litościwe, więc kilometry leciały, aż miło. Od wczoraj przemierzamy Mesetę – rozległy, suchy płaskowyż na kilkaset kilometrów długi. Z jednej strony jest nudnawo, bo widoki dość monotonne, z drugiej strony korzystnie, bo podjazdów brak. W każdym razie na trasę nikt nie narzekał, reklamacji do kierownika drogi (wyjątkowo) nie było, postoje pasowały. W południe Paweł z Darkiem polecieli do Sahagun na zakupy, a reszta spokojnym tempem na dalsze zwiedzanie Półwyspu Iberyjskiego. Giullermo dzielnie nam towarzyszy, a w południe przejmuje inicjatywę w dziedzinie jak najbardziej kluczowej – poszukiwaniu noclegu. Dziś kilka wykonanych telefonów było bezowocnych, dopiero zmiana planu (skrócenie etapu) okazała się wybawieniem. Efekt jest taki, że ostatni kawałek miał 7 km, a my nocujemy w El Burgo Ranero w nowym schronisku prowadzonym przez nadzwyczaj oryginalnego Włocha. Obiad smakował (ukłony i podziękowania dla naszych niewiast), przed nami tradycyjna hiszpańska sjesta i (oby) spokojny wieczór. Tłoku chyba nie będzie. Powoli przymierzamy się do finiszowania, etapy zaplanowane mniej więcej do końca. Przymiarki mówią, że czasowo nie jest źle. Nieustająco prosimy o modlitwę i wsparcie; z naszej strony intencje płyną w Wiadomym Kierunku nieustająco.