Rowerowa
Dzień 8 - Elbląg
Miało być krótko, a wyszło… jak zwykle. Trzeba jednak powiedzieć, że nawet o te kilka kilometrów więcej nie robi większej różnicy, ba przynosi tym więcej radości z przebytej drogi i widoków wokół.
Braniewo – dla niewtajemniczonych w średniowieczu coś na wzór naszego Kołbacza. Mówiąc krótko – działo się. Dziś piękna bazylika mniejsza nie oddaje całej okazałości miasta. Za to za rogiem czekał nas Frombork. Cudeńko, perełka, wisienka na torcie. Krótko mówiąc rarytas. A jeszcze trafiło się ślepej kurze ziarno – koncert organowy. Ja tam w muzyce dawnej i poważnej nie bardzo, ale koncert był wyśmienity zaś instrument stereo /słychać było i z przodu i z tyłu/. Na chwilkę też wstrzymaliśmy słońce żeby Mikołajowi było miło. Potem już tylko ziemia. Ziemia piękna, nasza, swojska. Wybraliśmy zatem drogę widokową nad samym zalewem wiślanym, gdzie stanęliśmy na popas. I tu niespodzianka! Oto do stada na popasie podszedł SZERYF pobliskiego lokalu pan Lech Madeja i oferuje nam… kompostelki do paszportów. Okazuje się, że prowadzi on albergę Zapiecek /suchacz.eu/ na trasie camino baltica. Fajnie nie?! Dziękujemy panie Leszku. Bardzo miło było pana poznać. Życzymy wszelkiego dobra za dobro już okazane.
Droga do Elbląga to już tylko skok. Spacer starówką, katedra spacjalnie otwarta przez ks. Proboszcza, kanał elbląski i przesympatyczni klerycy seminarium duchownego Adam i Sylwek. Jeszcze tylko konferencja i spać. Mówiąc krótko to był dobry dzień.
Może krótko, ale… 88 km.