Rowerowa
Dzień 14 - Szczecin św. Jakuba Apostoła
Jak dotąd bez zmian, chrapią jak 100 diabłów, a dzień dopiero się zaczął. Pozdrawiam 0:01 Spokojnej nocy?!
Coś jest w tych ostatkach, że samo się jakoś jedzie, gna lekko niczym zefirek. Nie ważne kilometry, dni bo w końcu wszędzie dobrze, ale w domu… To był dobry pomysł by meta stanowiła tu naturalny początek, powrót, a zarazem start. I tak ten dzień nam leci. My już u siebie. Kolejne miejscowości, ludzie, widoki tak dobrze znane. Stepnica z ks. Łukaszem i przepyszną herbatą, że nie wspomnę cukierków. Było i spotkanie, na które osobiście bardzo się cieszyłem. Okazja by podziękować Magdzie, która rok temu jak i teraz była naszą główną żywicielką, a to za sprawą KIEŁBASY w wersji flak, jak i w słoikach. Kanwa naszych posiłków, obiekt westchnień i ogólnego aplauzu. Ech! Co to były za posiłki. Dziękujemy Ci Madziu baaaaaaaardzo! Niech Bóg wynagrodzi jak tylko tego potrzebujesz. Po przepysznej kawce wcale nie chciało się wychodzić, ale mus to mus. Mieliśmy czasu aż za dużo więc korzystając z okazji koronkę odmówiliśmy w Dąbiu u Sióstr Uczennic z s. Sarą od Habitu w kwiatki. A potem… potem to jak Tour de France, w etapie ostatnim. Leniwym krokiem zaciągając się pierwszym oddechem czekolady Gryf sunęliśmy w stronę katedry, gdzie jarmark pełną gębą. Nie dla nas jednak, nie dziś. Za chwilę msza odpustowa i czas by z serca podziękować za camino – drogę, którą dane nam było przebyć. Św. Jakubie módl się za nami!
Ps. Dobrze mieć takiego Pasterza, który i między owcami pobędzie, radą wesprze, a i pobłogosławi z uśmiechem. Ks. Arcybiskupie Andrzeju DZIĘKUJEMY!
Wisienką na torcie i kropką nad i okazało się spotkanie naszych Przyjaciół na plebanii Bożego Ciała. „A jeśli dom będę miał, to będzie bukowy koniecznie…” Klimat udzielił się każdemu i zmierzch nadszedł za szybko. Pora spać, kładąc się z uśmiechem na twarzy i radością w sercu za wszystko to czego świadkami byliśmy. Ale nam się wydarzyło! Te Deum laudamus!
Ha! Dzisiaj km.92!