Rowerowa
Dzień 12 - Kołobrzeg
Żywiołów człowiek zna kilka: woda, ogień, powietrze… No właśnie! A chrapanie??? Człowieku! Jak można wydawać z siebie taaaakie dźwięki będąc kobietą? Choć i inni nie byli dłużni. Jakby słowo honoru w maratonie startowali albo co najmniej w sztafecie 4x400! No, ale wszystko poszło w niepamięć z pierwszym blaskiem słońca i zapowiedzianymi wczoraj świeżymi bułeczkami.
Ech! Cóż to było za śniadanie. Sklepienie z nieba, ptasie radio i w ogóle sielanka o domu /jeśli ktoś zna tę piosenkę, jak nie to polecam!/ Jeszcze raz ukłony dla Darka i Krystiana, z którymi śniadamy.
Ech! A cóż to była za droga. Jeśli miałbym komuś w Polsce polecać szlak rowerowy to właśnie odcinek do Kołobrzegu. Myślę, że nawet szlak z Palangi do Kłajpedy nie był tak ładny. Super! Dobrze wydane pieniądze i dobra inwestycja na przyszłość. A przy tej okazji chciałbym szczerze powiedzieć, że nie mieliśmy jak dotąd żadnego przykrego incydentu czy nawet małego klaksonu ze strony tak różnej maści kierowców, których mijamy. Wyrazy szacunku! Kto by się spodziewał, nie?!
Jeszcze kilka kilometrów i długo oczekiwane spotkanie z Adrianem. Nie mógł z nami jechać choć szykował się długo, cóż praca to praca. Przyjechał ze Szczecina by spędzić z nami kilka chwil, nocujemy u Jego rodziców. Powitanie godne królów. Trochę nam z tym nieswojo w zamian dajemy modlitwę i mszę świętą. Waluta pielgrzymia też ma swoją wartość, więc chyba nie będą stratni. Po powrocie nocne Polaków rozmowy i spać. Blisko coraz bliżej…
Podobno 108km.