Pielgrzymka rowerowa 2013
Dzień XXI
Estella - trzeci tydzień - to widać i słychać... i czuć!
Dzień miał być z górki i na luzie, a wyszedł... no cóż,jak piatek, to nie może być zbyt łatwo. A to kilometry się rozciągnęły, a to ciepełko przygrzało, a to wody w bidonach zabrakło, a to coś zaiskrzyło... W każdym razie siedzimy tuż za Estellą, zanosiłosię na burzę, a jest ładny wieczór, my po dobrej kolacji i z nadzieją na spokojną noc.
Rano pozegnaliśmy Jędrzeja i Asię i chodu w dół. Do Pampeluny zasadniczo z górki, na początek nie było źle. Potem malutki "s", bo się droga zapodziała, a następnie zwiedzanie miasta. Większość z perspektywy starówki (spokojnie, byli już dawno sobie stąd pobiegły), a Darek i Paweł z perspektywy dworca autobusowego. Okazuje się, że czasem łatwiej dojechać na koniec świata, niż kupic bilet na autobus powrotny.
W Cizur Menor mała kawa, bardzo małe zwiedzanie i jedziemy dalej. Po długich targach dalismy sobie spokój ze zwiedzaniem hiszpańskich gór (z Alto del Perdon włącznie) i pojechaliśmy drogą. Wyszło nie najgorzej, skoro jeden z liczników na zjeździe zarejestrował 73,4 km/h. Ale zjazd długi, prosty, spokojny.
Nieco mniej spokojnie zrobiło sie po południu - chyba upał i znużenie się ujawiniają. Na dobitkę w Irache zabrakło dla nas wina... kranik suchy. Lekki zawód. Nieco większy zawód był potem, gdy upatrzone schronisko okazało się "complet". Taki urok Drogi. Ostatecznie (wypróbowanym sposobem) bazujemy na campingu i dobrze nam tu. Co prawda hałasy w nocy przekraczają wszelkie normy, dzieci wrzeszczą ze wszystkich stron, a tłum jest nie do opisania, ale cóż to jest dla pielgrzyma...
Prosimy o modlitwę i wsparcie w dalszej drodze.